Profil użytkownika Kisiel
Być może moja ogólna ocena tego filmu wynika nieco z faktu, że jestem od wielu lat mocno związany z pierwowzorem i samym Shakespeare'm. Ale myślę, że równie wielki wpływ na nią miała kreacja Gibsona. To, co dla większości zapewne było zaskoczeniem, dla mnie z tych samych powodów spotkało się jedynie ze spełnieniem oczekiwań. Owszem, Mel grywał wcześniej "Mad Max'owych twardzieli" oraz kilkukrotnie wcielił się w rolę Riggs'a. Ale to właśnie umiejętność gry ludzi zachwianych emocjonalnie (lub po prostu delikatne, wrodzone szaleństwo) powodowała, iż obie te postaci nabierały formy tak ciekawej, że przyczyniły się do uznania tych filmów przez wielu za kultowe. Dlatego - słusznie - przed pierwszym z kilku seansów "Hamleta", znając już obsadę, czekałem tylko jak bardzo dobrze Gibson wypadnie w roli młodego księcia Danii. Niemalże zsynchronizował się z moją wyobraźnią w momentach, kiedy sięgam po dzieło Dramaturga.
Scenariusz został w dużej mierze oparty na serialu telewizyjnym Hiroshi Amoyam`y sprzed dwóch lat. I mimo, iż sam Logan wygląda i zachowuje się w gruncie rzeczy tak samo, jak nas do tego przyzwyczaiły dotychczasowe produkcje fabularne z jego udziałem, to jego otoczenie bardzo przypomina to, które można oglądać we wspomnianym anime. zamiast najlepiej sprzedającego się bohatera Marvel`a i jego kolejną krucjatę umieścić w nietypowych realiach, wręcz dostosowano Wolverin`a do rzeczywistości, w której go umieszczono; daje to nie tylko nowy, specyficzny klimat jak zwykle silnie dynamicznej, choć już nie, jak w Genezie opowieści, ale też odbiera nieco charakteru. Plusami na pewno są natomiast scena utraty słynnych pazurów z adamantium, oraz ta ukryta, wyświetlona dopiero po pierwszych napisach końcowych i dająca wszystkim amatorom universum Marvela nadzieję na kolejny - miejmy nadzieję lepiej przemyślany i wykonany - film.
Przeuroczy. Jak rola Audrey z ujmującym akcentem.
Easy watching; klasyczne kino drogi, pełne ciekawych krajobrazów zarówno świata zewnętrznego, jak i ludzkich charakterów. Dodatkowo kilka prostych, aczkolwiek wnikliwych refleksji spod pióra Hopper'a. Sielankę filozoficznej podróży ucina brutalne zderzenie z rzeczywistością, uświadomienie sobie własnych błędów i w końcu dramatyczny finał, w myśl sentencji: "Śmierć ustala reputację człowieka|i określa ją jako dobrą lub złą.". Zdecydowanie polecam.
Tyle hałasu o dywan; i świetna kreacja Bridges'a jako Lebowskieg'o. Jeden z moich ulubionych szczegółów: Lustro stylizowane na okładkę... TIMES'a, jeśli dobrze pamiętam.
Przyjemne i proste, nie wymagające intelektualnego wysiłku oderwanie od rzeczywistości. Wykapana matka (tzn. pierwowzór, tzn. książka - przyp. aut.).
W latach 90., dla ówczesnych dzieciaków - do których z dumą należę - film ciekawy zarówno od strony fabuły i akcji, jak i realizacji. Z biegiem czasu - przynajmniej w moim przypadku - sentyment zanika; a po 16 latach od powstania tego filmu świat współczesnego dziecka powoduje, iż "Jumanji" odchodzi w zapomnienie. Największym plusem z mojej obecnej perspektywy jest aktorstwo. Robin - choć podejmował się czasami okropnych ról - zawsze coś wyciągnie, nawet z najbledszej postaci.
Po spojrzeniu na sam plakat przypomniały mi się takie wersy, chyba z Brodskiego:
"...Tej, której wzrok się oparł na Gitarze/ gryf przypomina pukiel włosów gęstych...". Świetne zdjęcie - klasyczne.
Trochę zbyt wiele amerykańskiego humoru. Oprócz tego...? Fantastyczne dźwięki bez trudnych tematów w tle - co wiele udowadnia. Plus wokal JB, który zawsze jest plusem - szczególnie - niestety - przy braku głębi przekazu.